Kajakiem z Poznania do morza by pomóc choremu Matiemu z czterokończynowym porażeniem


Od dłuższego czasu w jego głowie kiełkował pomysł zorganizowania wyprawy kajakiem do morza. W latach młodzieńczych trenował tę dyscyplinę sportu i do dnia dzisiejszego wraca do niej z przyjemnością, choć jak przyznaje tylko rekreacyjnie. Po wielu latach postanowił zrealizować swój plan. W czasie przygotowań pomyślał, że spływ kajakiem i związany z tym wysiłek mógłby przysłużyć się komuś kto tego potrzebuje.

42 letni Adrian Kozak (na co dzień pracujący jako fryzjer) wypłynął w sobotę 13 lipca kajakiem z Poznania do Dziwnowa. Zaplanowana na 10 dni trasa: Poznań – Dziwnów okazała się jednak „za krótka” dlatego w trakcie zmienił plany i dopłynął do Mrzeżyna.

Foto organizator

Jego celem było zebranie 70000 złotych, która pozwoli na zakup auta przystosowanego do przewozu Mateusza. Po powodzeniu akcji, chciał aby chłopak mógł pojechać ze swoją mamą, tymże samochodem, na turnus rehabilitacyjny nad morze.

Przygotowania rozpoczął w maju: kilka razy w tygodniu treningi na kajaku, ćwiczenia siłowe, bieganie i pływanie. Kajak, na którym płynął w trakcie wyprawy musiał najpierw trochę zmodyfikować. Sprzęt biwakowy miał swój, ale kilka niezbędnych rzeczy pożyczył od znajomych.

O swoim spływie zacząłem myśleć po zakupie kajaka przeprawowego. Najpierw był plan, aby zrobić ten spływ dla przyjemności, bez żadnego wyższego celu. 3 tygodnie przed stwierdziłem, że można by poświęcić go Matiemu, który jest moim długoletnim klientem. Mateusz od urodzenia cierpi na czterokończynowe porażenie. Wielokrotnie obserwowałem wysiłek jego mamy i zmagania z niepełnosprawnością Mateusza, szczególnie w czasie prób przetransportowania go nieprzystosowanym autem. Stąd właśnie pomysł na zorganizowanie akcji pomocy Mateuszowi przy okazji mojej wyprawy. Pomysł podsunął mi mój były trener od zapasów. On również kiedyś stworzył zbiórkę na pomagam.pl, dla swojej bliskiej osoby.

Początkowo miałem kilka momentów zwątpienia, czy ta cała akcja ma sens. Po chwili natomiast na myśl przychodził mi Mati i świadomość że to co robię, jest w szczytnym celu.

Przy wsparciu rodziny i znajomych udało się stworzyć bloga, nagłośnić akcję w mediach lokalnych, przygotować banery, ulotki oraz naklejki informacyjne. To wszystko sprawiło, że jeszcze przed rozpoczęciem wyprawy zbiórka wystartowała – co dodatkowo mnie zdopingowało.

13 lipca o godz. 8.00 wyruszył spod mostu Królowej Jadwigi w Poznaniu „w stronę morza”.
W dniu wyprawy pogoda nie dopisała, było pochmurno i padał deszcz. Jednak to nie przeszkodziło mi pokonać ok. 86 km (jak się później okazało był to jeden z najdłuższych etapów). Po wizytach w marinach (Murowana Goślina, Oborniki) oraz na przystani w miejscowości Zielonagóra dopłynąłem do Chojna gdzie rozbiłem obóz.

Kolejny dzień przywitał mnie dobrą pogodą. Wypłynąłem z zamiarem dotarcia co najmniej
do Skwierzyny. Udało się to osiągnąć i ostatecznie zacumowałem w Murzynowie
(za Skwierzyną) ok. 75 km od Chojna.

W trzecim dniu realizując swój plan przepłynąłem do Kostrzyna nad Odrą (ok. 90 km)
i zakończyłem przygodę spływu Wartą. Przede mną stanęła otworem Odra, większa i nieco bardziej kapryśna rzeka od Warty tym bardziej, że jest ona jednym z bardziej uczęszczanych szlaków żeglownych.

W czwartym dniu pogoda nie była już dla mnie tak łaskawa jak w dwóch poprzednich. Wiał silny wiatr wywołując niemałe fale, z którymi musiałem się zmagać. Dodatkowo ruch na rzece wymuszał wzmożoną ostrożność. Niemiej jednak udało mi się dotrzeć do miejsca pomiędzy Zatoniem Dolnym a Krajnikiem Dolnym.

Plan na piąty dzień wyprawy był jeden – Szczecin. Udało się to osiągnąć chociaż Odra przyprawiła mi wiele trudności. Niech zobrazowaniem tego będzie fakt, że odcinek 30 km, który normalnie płynąłem w 3 godz. pokonałem w czasie 5 godz.

Dzień szósty to zdecydowanie najtrudniejszy dzień spływu. Przeprawa przez Zalew Szczeciński było bardzo emocjonującym przeżyciem. Trzeba dobrze orientować się w punktach nawigacyjnych i być przygotowanym na „walkę” z naprawdę dużymi falami. Tego wszystkiego „udało” mi się doświadczyć i po 7 godz. nieprzerwanego siedzenia w kajaku osiągnąłem swój cel – Wolin. Tam korzystając z uprzejmości Pani Gabrieli rozbiłem obóz na jej prywatnej posesji.

Siódmy dzień to zwieńczenie mojej podróży. Startując z Wolina, około godz. 16.00 dopłynąłem rzeką Dźwiną do Dziwnowa. Gdzie z wielkim zadowoleniem pomyślałem „UDAŁO SIĘ, CEL OSIĄGNIĘTY”!

Jednak idea, która mi przyświecała przez całą wyprawę, chęć pomocy Mateuszowi, sprawiła, że postanowiłem spróbować swych sił na morzu, przedłużając tym samym czas trwania akcji
i jednocześnie zwiększając ilość przepłyniętych kilometrów – za każdy km osobiście wpłacałem 1 zł dla Mateusza. Finalnie dotarłem do Mrzeżyna gdzie zakończyłem spływ.

Przez całą wyprawę starałem się rozpowszechniać informacje o akcji rozmawiając
z napotkanymi ludźmi, rozdając ulotki informacyjne, udzielając krótkich wywiadów w mediach lokalnych.

Reakcje ludzi na trasie były przeróżne. Jedni myśleli, że pokonam ją w jeden dzień, drudzy że chyba żartuje, a jeszcze inni pomagali, kibicowali, zapraszali do siebie na kolację, zaopatrywali go w wodę, pomagali przy wodowaniu czy wyciąganiu kajaku z wody i co najważniejsze na koniec wpłacali pieniądze na konto.

Na dzień dzisiejszy udało się zebrać ponad 20000zł.

Bardzo chciałbym podziękować wszystkim życzliwym ludziom, których miałem przyjemność spotkać na swej drodze. Ich pomoc w wielu przypadkach okazywała się nieoceniona. Czasami dobre słowo znaczy bardzo dużo i jest niesamowitym motywatorem.

Na koniec dziękuję mojej najbliższej rodzinie za wyrozumiałość, wielkie wsparcie i to, że cały czas byli ze mną, szczególnie w chwilach kryzysów.

Kolejne plany?

Jednym z planów jest zorganizowanie grupowego spływu, podczas którego chce przepłynąć do ujścia Warty (244km), tym samym kajakarze będą mogli się dołożyć do akcji, tak jak on – zapłacą 1zł za każdy 1 przepłynięty kilometr. Drugim planem jest zorganizowanie pikniku lub festynu nad wodą, gdzie będzie można przepłynąć się kajakiem, wylicytować pamiątki z wyprawy – np. jego wiosło. Wiele różnych innych pomysłów podsuwają mu znajomi. Cały czas rodzą się nowe plany, także jak podkreśla Adrian Kozak – w najbliższym czasie ujrzą one światło dzienne.